Jeden dzień- David Nicholls/Lone Scherfig


Książka:
stron: 448
tytuł oryginału: One Day
rok pierwszego wydania: 2011

Film
czas: 1 godzina, 48 minut
reżyseria: Lone Scherig
scenariusz: David Nicholls
gatunek: melodramat
produkcja: USA
światowa premiera: 8 sierpnia 2011
polska premiera: 11 listopada 2011


Na myśl o dzisiejszym temacie ,,przyjaźni” miałam w głowię filmowo-książkową pustkę. Nieźle się zaczyna- druga audycja, a ja już nie wiem, o czym! Niby nie muszę się dostosowywać do głównego tematu, ale myślałam że tak będzie najłatwiej.

I niby temat przyjaźni jest bardzo popularny, przewija się w ogromnej liczbie pozycji, ale właśnie-przewija. 

Oczywiście, są tytuły  w których przyjaźń jest głównym tematem, ale albo są to słodkie komedie z tych ,,tylko dla dziewczyn”, albo wszyscy je już widzieli, albo mnie nie zafascynowały tak, bym mogła o nich coś dłużej mówić.

I w końcu się zdecydowałam na jedną z moich ulubionych historii- choć ze sporymi oporami.

Bo jest to ,,Jeden dzień”. Gatunek: melodramat. I właśnie: już mam przed oczami skwaszoną minę chłopaków i części dziewczyn, niechcących mieć do czynienia z kolejną, na siłę wzruszającą i nieprawdziwą opowiastką..



Ale bardziej niż o motywie nieszczęśliwej miłości bez happy-endu,  chcę przedstawić tę książkę i jej adaptację jako zapis niezwykłej, w tym przypadku słodko-gorzkiej przyjaźni damsko-męskiej.
Historia wydaje się być potwierdzeniem czołowego argumentu ludzi twierdzących, że przyjaźń taka nie istnieje: ,,zawsze któraś strona się zakocha i ktoś będzie zraniony!"- krzyczą, zapominając, że przecież...mogą zakochać się obie strony, a najtrwalsze i najlepsze związki budowane są na przyjaźni ;> Historia Dextera i Emmy jest tego najlepszym przykładem- najpierw zakochana Emma czuła się ,,zraniona" przez niezauważającego jej Dextera,  a potem żyli ... długo(?) i szczęśliwie (? mimo licznych perypetii..w ostatecznym rozrachunku..może...hmm..oceńcie sami, mi jakoś wyjątkowo ciężko ;> )



Sama forma, sposób opowiedzenia historii był dla niezwykle wciągający-  tytułowy jeden dzień nie jest określeniem 24 godzin w ciągu których dzieje się akcja, ale jednego dnia, dokładnie 15 lipca,  opowiadanego  od roku 1988 -kiedy to dwójka bohaterów się poznaje- przez następne 20 lat, którym odpowiada 20 rozdziałów. Obserwujemy zmiany fizyczne bohaterów, ich ścieżkę rozwoju w pracy, komplikacje w relacjach rodzinnych oraz różne perypetie sercowe (zaznaczmy- w przypadku Dextera są to LICZNE perypetie..związkowe? Bo sercowe z jego strony to chyba nie do końca..).

Troszkę o fabule- pierwszy rozdział: wspomniany wcześniej początek znajomości bogatego i przebojowego Dextera oraz nieśmiałej prymuski, Emmy. Poznają się na imprezie z okazji zakończenia studiów, po której spędzają ze sobą dość dziwne, i niezręczne kilka godzin, po których ich drogi się rozchodzą. Ale-  na szczęście -nie na długo.

 Emma- pełna kompleksów nauczycielka, której największą pasją jest sztuka- pisze swoje wiersze, dramaty, opowiadania. Dexter z kolei jest pewnym siebie, przebojowym przystojniakiem, który z czasem zaczyna mieć niemałe kłopoty z opanowaniem swojej chęci sławy i posiadania pieniędzy, przez co zraża do siebie Emmę.

 Powstaje między nimi trudna do określenia relacja, coś na pograniczu przyjaźni i romansu. Ich przyjaźń nie jest słodka. Ma swoje, momentami bardzo poważne, kryzysy. Jest trudna, bardzo wymagająca od obu stron. Wymagająca sporej akceptacji, choć czasem o nią trudno ze względu na ogromną różnicę światopoglądów bohaterów.

Niewiele książek tak bardzo mnie wciągnęło od pierwszej strony, wzruszyło równocześnie bawiąc do łez i zostawiło po sobie tyle tematów do rozmyślań. Zachwyciło mnie w niej dosłownie wszystko. Magiczna, dowcipna, w jakiś sposób po prostu ludzka, bo nie jest to historia, która nie mogła by mieć miejsca. A przede wszystkim : zaskakująca, przez co niezwykle wciągająca.


Jakby zachwytów książką było mało- ukazała się jej ekranizacja, na którą czekałam z ogromną niecierpliwością jeszcze przed przeczytaniem książki. Dlaczego? Bo zobaczyłam zdjęcia z planu, plakat i obsadę. Dwie główne role tworzą Anna Hathaway i Jim Sturgess, nad którego rolami od czasu obejrzenia ,,Across the Universe” mój zachwyt tylko rośnie. Zdjęcia z planu i- moim zdaniem-cudowny plakat, zachęcały mnie pięknymi stylizacjami, idealnie pasującymi do minionych lat. No, i wszystkie te stylizacje na przepięknej Annie Hathaway, na której przykładzie w filmie możemy podziwiać ogromną pracę specjalistów od charakteryzacji, którzy świetnie przedstawili, jak może zmienić się kobieta na przestrzeni 20 lat- nie pokazali tego jednak przez spektakularne metamorfozy, lecz poprzez delikatne zmiany fryzury, makijażu czy stylu ubierania się.


         
<przykład taki. Mały. Tej metamorfozy kobiety w sensie.>



I ekranizacja udała się- co nie zdarza się za często- dorównywać książce. Świetnie oddała wyjątkowy klimat powieści. Mimo obaw- nie zrobiono z filmu kolejnego amerykańskiego, ckliwego melodramatu, w łatwy sposób oddziaływającego na emocje. Na pewno ogromny wpływ na to mieli aktorzy grający główne role, ale jest w filmie tym coś, co nadaje mu uroczy, troszkę subtelny, przy czym wyjątkowy charakter. Ciężko mi stwierdzić czy wpływają na to sposób kręcenia,  montaż, krajobrazy. Ale piękno formy w połączeniu z pięknem historii  tworzą wyjątkowy, choć wydający się nad wyraz zwyczajny obraz, w którym sama już nie wiem, co wpłynęło na to, że tak bardzo mi się podobał. 

Wracając do książki, która w ostatecznym rozrachunku wydaje mi się bardziej warta polecenia niż film, na okładce znajduje się zdanie:
 "Odkładając tę książkę masz niesamowite wrażenie, że znasz jej bohaterów jak najlepszych przyjaciół" 
Coś w tym jest- czytając odczuwałam ogromną sympatię do romantycznej i broniącej swoich wartości Emmy, przy czym rozumiałam, a czasem bardzo, choć z trudem, starałam się zrozumieć postępowanie trochę szalonego Dextera.

Niestety, nie jest to książka z serii ,,i żyli długo i szczęśliwie”. Niestety, bo nigdy nie zdarzyło mi się poczuć takiej więzi , takiej sympatii i takiego.. ludzkiego kibicowania bohaterom książki.



Po niej  dość długo siedziałam i myślałam (zresztą chyba nie tylko ja, ale też inni czytelnicy) kim ja będę za kilka lat, jak potoczy się moje życie, kto będzie mnie otaczał. Czy los będzie dla mnie łaskawy? Czy spełnię swoje marzenia? Czy poznam miłość swojego życia, założę rodzinę i wszystko potoczy się szczęśliwie ? A może już poznałam swojego przyszłego męża, i kiedyś jeden z już minionych/niedługo przyszłych dni będzie jednym z (mam nadzieję ponad) dwudziestu na rozdziałach mojej życiowej książki ? Czy za 20 lat będę mogła z czystym sumieniem powiedzieć: jestem szczęśliwa ? Sama postanowiłam wybrać jeden dzień w roku i co rok zapisywać, jakie znaczące zmiany zaszły w te 12 miesięcy, chociaż nadal czekam na wyjątkowy dzień by wprowadzić pomysł w życie. Nie mam tutaj na myśli pamiętnika, raczej swego rodzaju świadectwo, jakie zmiany- na przykładzie Emmy i Dextera widzimy, że czasem nieznaczące, a czasem ogromne-  mogą  mieć miejsce w ciągu zaledwie 365 dni.

Bardzo polecam tę historię- obojętnie w jakiej formie każdemu- choć, jak powiedziałam na początku jestem przekonana, że bardziej spodoba się dziewczynom.
Dzięki za przeczytanie, po raz kolejny zachęcam do komentowania i dzielenia się swoimi uwagami :>


P.S. Luźne przemyślenie długo po obejrzeniu filmu/przeczytaniu książki/przedstawieniu audycji: właśnie historia Dextera i Emmy skojarzyła mi się z wierszem ,,Niepewność" Mickiewicza. Taka tam. Luźna uwaga. Może ktoś w tym znajdzie sens ;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz