Książkowe premiery, X 2013.

Choróbsko zwiększa kreatywność, więc dziś kolejny ,,inny” wpis: bardzo, ale to bardzo oczekiwane przeze mnie książkowe premiery.

O ile książki raczej wypożyczam, kupuję na ogół ,,sprawdzone”, tak te trzy: biorę w ciemno. Bo tym razem swoją premierę mają książki mojej ścisłej czołówki ulubionych autorów.

1. Szymon Hołownia i Marcin Prokop- ,,Wszystko w porządku”, premiera 23 października.

Właściwie... tradycją już jest, że jak tylko pojawia się nowa książka p.Hołowni, to lecę do księgarni. Nawet jak kompletnie nie mam czasu na jej przeczytanie, to ustawiam na półce obok reszty pozycji jego autorstwa i zachwycam się samym widokiem. Ewentualnie kładę gdzieś przy łóżku/wkładam do torby i czytam fragmentami, w ramach przerwy od innych lektur/by zająć czymś czas w autobusie czy czekając gdzieś na coś, na kogoś. Hołownia w ciekawy, pełen anegdotek i ciekawostek sposób przybliża-bardzo dla mnie ważny- temat Kościoła. I choć pierwszą książkę, jaką napisał wspólnie z Marcinem Prokopem, uważam za najnudniejszą z jego dotychczasowych publikacji, to na tę czekam z ogromnym zniecierpliwieniem.



2. Agnieszka Osiecka- ,,Dzienniki 1945-1950”, premiera 8 października.

Autora najlepiej poznać przez jego twórczość. Więc z tą książką mam niemały problem. Podobnie miałam z ,,Listami na wyczerpanym papierze”. Bo..nie do końca wiem, czy wielka poetka, jaką była Agnieszka Osiecka, byłaby zadowolona z tego, że jej dzienniki trafiają do szerszej publiczności. Zdaję się w tym przypadku na decyzję jej córki, Agaty Passent, i przyjaciółki, Magdy Umer, które postanowiły wydać jej dzienniki, o których do tej pory wiedziała tylko rodzina i najbliżsi. Ja- od wakacji, od czasu przeczytania tomiku ,,Najpiękniejsze wiersze i piosenki” (wydawnictwa Prószyński i S-ka), jestem Osiecką zauroczona, i nawet, jeśli nie od razu przekonam się do ,,Dzienników..” ze względu na ich intymny charakter, to postawię na półce i będę czekała, aż do nich dojrzeję.


3. Wojciech Tochman- ,,Eli, Eli”, premiera 9 października.

No i na koniec najlepsze, najbardziej wyczekiwane. Fenomen książek Tochmana polega na tym, że z jednej strony chce się je jak najszybciej odłożyć, ograniczyć ogrom emocji spadających na czytelnika w czasie lektury; z drugiej- chce się więcej, bo przeczytaniu jednej pozycji wybywa się z domu po kolejną. Kunszt Tochmana trudno wyrazić słowami, po prostu- trzeba przeczytać choć jedną z jego książek.
Zachwycona Tochmanem chciałam być zawsze jedną książkę do tyłu. Żeby zawsze czekała na mnie jedna, niepoznana pozycja. Potem- gdy już nie wytrzymałam i z pełną świadomością sięgnęłam po ostatnią- zdałam sobie sprawę, że nie muszę czekać na kolejne- do książek polskiego mistrza reportażu można wracać, a one wciąż poruszają tak samo jak za pierwszym razem.

Jak na razie, na prawie 3 tygodnie przed premierą, w ,,Eli Eli” ciekawi mnie wszystko: od, oczywiście, nazwiska autora, przez okładkę, na tytule kończąc. Zobaczymy, czy i tym razem Tochman wzbudzi takie emocje, jakie wzbudzały wcześniejsze jego pozycje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz