Choróbsko zwiększa kreatywność, więc dziś kolejny ,,inny”
wpis: bardzo, ale to bardzo oczekiwane przeze mnie książkowe premiery.
O ile książki raczej wypożyczam, kupuję na ogół ,,sprawdzone”,
tak te trzy: biorę w ciemno. Bo tym razem swoją premierę mają książki mojej ścisłej czołówki ulubionych autorów.
1. Szymon Hołownia i Marcin Prokop- ,,Wszystko w porządku”,
premiera 23 października.
Właściwie... tradycją już jest, że jak tylko pojawia się
nowa książka p.Hołowni, to lecę do księgarni. Nawet jak kompletnie nie mam
czasu na jej przeczytanie, to ustawiam na półce obok reszty pozycji jego
autorstwa i zachwycam się samym widokiem. Ewentualnie kładę gdzieś przy łóżku/wkładam
do torby i czytam fragmentami, w ramach przerwy od innych lektur/by zająć czymś
czas w autobusie czy czekając gdzieś na coś, na kogoś. Hołownia w ciekawy,
pełen anegdotek i ciekawostek sposób przybliża-bardzo dla mnie ważny- temat
Kościoła. I choć pierwszą książkę, jaką napisał wspólnie z Marcinem Prokopem,
uważam za najnudniejszą z jego dotychczasowych publikacji, to na tę czekam z
ogromnym zniecierpliwieniem.
Autora najlepiej poznać przez jego twórczość. Więc z tą
książką mam niemały problem. Podobnie miałam z ,,Listami na wyczerpanym
papierze”. Bo..nie do końca wiem, czy wielka poetka, jaką była Agnieszka
Osiecka, byłaby zadowolona z tego, że jej dzienniki trafiają do szerszej
publiczności. Zdaję się w tym przypadku na decyzję jej córki, Agaty Passent, i
przyjaciółki, Magdy Umer, które postanowiły wydać jej dzienniki, o których do
tej pory wiedziała tylko rodzina i najbliżsi. Ja- od wakacji, od czasu
przeczytania tomiku ,,Najpiękniejsze wiersze i piosenki” (wydawnictwa
Prószyński i S-ka), jestem Osiecką zauroczona, i nawet, jeśli nie od razu
przekonam się do ,,Dzienników..” ze względu na ich intymny charakter, to
postawię na półce i będę czekała, aż do nich dojrzeję.
No i na koniec najlepsze, najbardziej wyczekiwane. Fenomen książek Tochmana polega na tym, że z jednej strony chce się je jak najszybciej odłożyć,
ograniczyć ogrom emocji spadających na czytelnika w czasie lektury; z drugiej-
chce się więcej, bo przeczytaniu jednej pozycji wybywa się z domu po kolejną.
Kunszt Tochmana trudno wyrazić słowami, po prostu- trzeba przeczytać choć jedną
z jego książek.
Zachwycona Tochmanem chciałam być zawsze jedną książkę do
tyłu. Żeby zawsze czekała na mnie jedna, niepoznana pozycja. Potem- gdy już nie
wytrzymałam i z pełną świadomością sięgnęłam po ostatnią- zdałam sobie sprawę, że
nie muszę czekać na kolejne- do książek polskiego mistrza reportażu można
wracać, a one wciąż poruszają tak samo jak za pierwszym razem.
Jak na razie, na prawie 3 tygodnie przed premierą, w ,,Eli Eli”
ciekawi mnie wszystko: od, oczywiście, nazwiska autora, przez okładkę, na
tytule kończąc. Zobaczymy, czy i tym razem Tochman wzbudzi takie emocje, jakie
wzbudzały wcześniejsze jego pozycje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz