czas: 1 godzina 40 minut
reżyseria: Tony Kaye
scenariusz: Carl Lund
gatunek:dramat
produkcja:USA
światowa premiera: 25 kwietnia 2011
Odważny film.
Film który, wbrew tytułowi, na pewno nie jest oglądany
z dystansem.
,,Z dystansu", czyli drugi film w reżyserii Tonyego
Kaye'a jaki miałam okazję obejrzeć (pierwszym był świetny ,,Więzień
nienawiści") umocnił mnie w przekonaniu, że twórca ten jest mistrzem gry
na emocjach i budowania wyjątkowego klimatu.
Choć, podobnie jak z ,,Więźniem nienawiści" jestem pewna że nie
każdemu będzie odpowiadał tak bardzo- powiedzmy szczerze-dosadny i emocjonalny, przez co wręcz depresyjny film.
Henry- a w tej roli powalający Adrien Brody- jest
nauczycielem na zastępstwo. Gdy ktoś zachoruje czy z przyczyn losowych zmuszony
jest do wykorzystania przerwy w pracy- pojawia się on i przejmuje obowiązki
na miesiąc, może dwa. Jego praca nie pozwala na zbytnie zaprzyjaźnienie się czy
poznanie uczniów, sam jest wysoce profesjonalnie obojętny na każde słowo
wypowiedziane z wściekłością w jego stronę, co można odczuć jako chłód i
zdystansowanie, jednak ma ogromny talent do wzbudzenia zaufania wśród trudnej i
początkowo agresywnie nastawionej do niego młodzieży, która przy nim ma szansę
się rozwinąć, sprostać swoim problemom, poszerzać pasje czy podzielić się
poglądami. Po prostu- Henry jest nauczycielem z powołania.
Jednak mimo że pomaga innym w rozwiązywaniu ich problemów,
to sam ma swoje kłopoty i wciąż świeże i bolesne wspomnienia z którymi nie jest
w stanie sobie poradzić. Jeden impuls, jedno skojarzenie, jedno słowo
skierowane w jego stronę- jest w stanie wywołać w nim wybuch wściekłości nie do
opanowania.
Oprócz problemów uczniów i samego Henry'ego, poznajemy
przesiąknięte frustracją zawodową życie innych nauczycieli. Nauczycieli z niepodważalnym powołaniem, które gdzieś po drodze wyblakło i zgubiło swoje pierwotne znaczenie.
Reżyser przedstawia ludzi jako
niedoskonałych, z licznymi wadami, ale mimo to pełnych pasji i poświęcenia dla
innych.
Poza natłokiem emocji, podobnie jak w ,,Więźniu
nienawiści" spore wrażenie robi realizacja. Henry przekazuje nam swoje
przemyślenia na temat młodzieży i życia patrząc wprost w kamerę. Potem następuje
cięcie i widzimy migawki wspomnień: jego mieszkanie, autobus którym dostaje się
do pracy w kolejnej szkole, salę pełną uczniów, szpitalne łóżko dziadka czy
pokój jednej z uczennic, która rozpaczliwie pragnąc akceptacji-szuka jej u nauczyciela. Chyba nie trzeba dodawać, że taka relacja nie może nieść za sobą nic dobrego.
Również podobnie jak w ,,Więźniu nienawiści" każda ze
scen ma swój sens, jest potrzebna i naładowana emocjami. Każdy obraz, każde
słowo potęguje w widzu emocje. Jak wspomniałam na początku, nie jest to film
który obejrzymy ,,z dystansem". Jednych znudzi, innych może nawet obrzydzi
i odrzuci, a w innych wywoła wielkie i na swój sposób oczyszczające odczucia i
pozostawi po sobie sporo tematów do rozmyślań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz